Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/288

Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedym był dzieckiem, niania moja mówiła mi, że uczciwość ma ołowiane podeszwy, i że z tego powodu wiatr jej nie może przewrócić. W naszych stronach to tak jest, ale w Warszawie inne widać panują zwyczaje.
Oj, ty wichrze! ty wichrze! Jesteś nie tylko kapryśny, ale i zły; taki zły, że gorszy od samego dyabła, co mówię?... gorszy od wszystkich — sprawozdawców teatralnych!...
Najlepszą jednak rzeczą, którą wiatr zrobił, było to, że przyniósł na skrzydłach swych Warszawski Rocznik Literacki na rok 1874 z kalendarzem kieszonkowym na rok... 1875. Dla ogółu publikacya ta nie powinna być obojętną — znajdzie on w niej bowiem wzmiankę o najświeższych faktach, odnoszących się do naszego umysłowego życia.


∗                              ∗

W wigilią Ś-go Józefa, mój przyjaciel Kleofas, umyślił na drugi dzień wysłać bilet z powinszowaniem imienin swemu przyjacielowi Józefowi.
Ponieważ przyjaciel jego miał zwyczaj wyprawiać na imieniny obfitą kolacyę, Klemens zatem tego samego wieczora schwycił swoją kartę wizytową, napisał na niej sakramentalne: z P. I., zapieczętował i służącemu pod karą śmierci rozkazał na drugi dzień o 10-ej odnieść ją adresantowi.
Na drugi dzień około jedenastej z rana, Kleofas siedząc w kółku rodzinnem przy śniadaniu, z rozpromienioną twarzą, opowiada żonie i dzieciom o kolacyach swego przyjaciela Józefa.