Sławne dziś muzeum wiedeńskie powstało niezbyt dawno, bodaj czy nie z podobnie skromnych początków; dziś zaś ma gmach własny, a nawet szkołę czterowydziałową, która za wyłączne zadanie postawiła sobie kształcić gust rzemieślników. Dziwny cel, lecz najzupełniej usprawiedliwiony: każdy bowiem wyrób obecnie musi być nie tylko użyteczny, trwały, prostej o ile można konstrukcyi i tani, ale jeszcze i piękny.
Na jasnym horyzoncie wiedeńskiego muzeum, zaraz w pierwszym roku pojawiły się czarne punkta. A to lokal był zaszczupły, a to zbiory nieliczne i ubogie, to miejsce przeznaczone dla wyrobów jednej fabryki oddano komu innemu, to znowu jakiegoś austro-węgra wyznania mojżeszowego w przeddzień otwarcia wystawy za drzwi... wyrzucono.
Wiedeńczycy jednak nie gorszyli się tem i nie zniechęcali, wiedząc, że każdy początek jest trudny i że wóz najbardziej skrzypi wówczas, gdy z miejsca rusza. Gdyby więc coś podobnego trafiło się i naszej młodej instytucyi, nie należy sarkać ani ramionami wzruszać, lecz, ofiarowawszy Bogu zmartwienie, czekać lepszych czasów, a nadewszystko osobiście starać się o to, aby one dla Muzeum jak najrychlej nadeszły.
∗ ∗
∗ |
W Warszawie, która wtedy tylko przestaje być błotnistą, kiedy jest zmarzniętą, trafia się wiele niedogodności w rzeczach najelementarniejszych.