po za któremi widać wysmukłego lokaja, dmuchającego butem w samowar.
— Czy nie wie panienka gdzie pan Cybuchowicz mieszka?... — pytam jednej.
— Czy to sztudent?
— Nie, to taki jegomość łysy — z faworytami.
— E... to nie wiem!
Idę do drugiej.
— Czy nie wie panienka, gdzie pan Cybuchowicz mieszka?
— A nie wiem, proszę pana, bo ja jezdem od maglarza.
Jeżeli mi Bóg pozwoli doczekać wieku późniejszego, wówczas napiszę rozprawę: „O szkodliwym wpływie magli na rozwój sił intelektualnych.“ Tymczasem zaś idę do trzeciej.
— Czy nie wie panienka, gdzie tu pan Cybuchowicz mieszka?
Panienka zamiast odpowiedzi, pokazuje mi szereg białych, jak perły zębów, które dotychczas zwrócone były ku lokajowi z przeciwka?
— Czego się panienka śmieje? — pytam.
— A pan to niby nie wie! — odpowiada mi, owijając na mniej ponętnej rączce fartuszek, który przy zetknięciu się ze światłem słonecznem, dużoby mógł utracić na swej idealnej wartości.
— Ależ, na honor, nie wiem!... — odpowiadam zdumiony. — Nie wiem, jak pragnę, ażeby mój portret figurował w „Tygodniku Illustrowanym“ lub „Kłosach”!
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/307
Ta strona została uwierzytelniona.