Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/313

Ta strona została uwierzytelniona.

tych nawet pieniędzy, które dziś na lekarzy i apteki wydajemy.
Nie prawdaż więc, że jeżeli do tyfusu dodamy stróżów nocnych, wypadnie kanalizacya?...


∗                              ∗

Jeżeli wierzyć, niekoniecznie zgodnemu z prawidłami ortografii listowi, który leży przede mną, to zdarzył się w Warszawie, w czasach ostatnich, fakt godny epoki Wincentego à Paulo.
Na pewnem trzeciem piętrze mieszkał młodzieniec, utrzymujący się z lekcyj. Był on goły jak piskorz i w braku szarańczy tudzież miodu leśnego, żywił się pieczonemi ziemniakami i herbatą.
Pewnego dnia, ubogi młodzieniec, zjadłszy ostatni kawałek i wypiwszy ostatnią szklankę herbaty, wpadł w usposobienie bardzo ponure. Wtem, otwierają się drzwi i staje w nich posłaniec, który doręcza młodzieńcowi list z pieniędzmi w kwocie 14 rs.
W liście były te słowa: „Opatrzność, czuwająca nad ludźmi uczciwej pracy, zsyła panu małą sumkę rs. 14. Rozporządzaj pan temi pieniędzmi, należą one do pana. Może nieraz w życiu trafi ci się sposobność przyjść w pomoc prawdziwie potrzebującemu. Będzie to zwrot długu dziś zaciągniętego.“
Ubogi i ambitny młodzieniec chciał pieniądze te odesłać do której z redakcyi. Na szczęście przyjaciel jego, a zarazem wierzyciel na sumę rs. 3 kop. 27½, „pozytywista, materyalista i młodzian