Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/357

Ta strona została uwierzytelniona.

ale i o tych, którzy je wspierają. Nie puszcza też ich do wielkiej sali, gdzie w pogoni za rozrywką można było spotkać się z zapaleniem płuc, a przynajmniej z katarem.
NB. Masce (nie pamiętam koloru), która mnie uszczęśliwiła milczącą konwersacyą w bufecie:

Nie poznawszy twoich lic,
Nie uniosłem w sercu nic!

W jaki sposób bawiono się na prowincyi, nie umiemy powiedzieć: dokładniejsze bowiem sprawozdanie z maskarad znaleźliśmy tylko w Gazecie Kieleckiej.
„Wogóle (mówi Gazeta) tegoroczna maskarada przyjęła charakter przyzwoitej zabawy...“
— Aha! przyzwoitej?... — powtarzasz w duchu. — Bardzo też jestem ciekawy, jakie pojęcie o przyzwoitości mają w Kielcach?
Dosyć wyrobione!... Wyobraźcie sobie, że w tym roku jednego tylko pijaka wyrzucono za drzwi i to raz!... Przed dwoma laty było gorzej; nie jedną bowiem, ale kilka osób wyprowadzono z galeryi; pewną zaś maskę charakterystyczną musiano aż pięć razy eksmitować.
Widocznie w Kielcach nie przestrzegają zasady: „jeden bilet służy tylko na jedno wejście.“
W upłynionym karnawale także na maskaradzie w Kielcach, zauważono i dowcipne intrygi. Organ miejscowych potrzeb ekonomicznych, tudzież intelektualnego rozwoju, cytuje jednę z tych intryg. Oto próbka: