wpada w bałwochwalstwo i ogłasza wszem wobec, tudzież każdemu z osobna, że chce wyrwać z cieniów niepamięci człowieka (p. Świętochowskiego), „o którym za długo nic nie mówiono i który o całą głowę przerósł swych rówienników.“ Szanowny p. T. mówi zapewne o głowie metafizycznej, kwestya bowiem ładnego wzrostu tego lub owego filozofa nie liczyła się dotychczas przynajmniej między zaletami jego dzieł filozoficznych.
Otóż, gdy powtarzam słówko: rówiennicy, przypominam sobie cały szereg ludzi należących do pokolenia młodego i zajmujących więcej lub mniej poważne stanowisko w literaturze naszej. Jeżeli nie osobiście, to przynajmniej z dzieł i rozgłosu, znam siedmiu matematyków i inżynierów — ośmiu przyrodoznawców — trzech filologów — dwu filozofów — czterech dramato i komedyopisarzy — pięciu zajmujących się naukami społecznemi i całą falangę lekarzy, którzy występowali już to samodzielnie, już jako współpracownicy Biblioteki i pism lekarskich.
Każdy z nich w zakresie swej specyalności pracuje uczciwie; żaden nie obałamuca opinii na arogancyi i fantazyi opartemi doktrynami; wszyscy wreszcie stanowią chlubę społeczeństwa, a mimo to o większej połowie ich szersza publiczność nic nie wie!... Gdybyśmy każdego z nich chcieli zrobić wyższym o całą głowę od pozostałych rówienników, dosięgliby wkrótce księżyca.
Mniemam więc, że sprawę wyższości lepiej będzie odłożyć na bok; starajmy się raczej o to,
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/389
Ta strona została uwierzytelniona.