O godzinie 8-ej wykończyłem część trzecią i również wysłałem ją do redakcyi, a o 12-ej poszedłem sam.
Czytam artykuł... dwu pierwszych części brakuje! W redakcyi hałas, tartas... wracam do domu i wpadam na posłańca:
— Człowieku! coś zrobił z listem?
— A oddałem w redakcyi!
— W jakiej?
— A w redakcyi Kuryera Codziennego!
— A niechże cię!...
— Czego się pan gniewa? Odniosłem tam, gdzie było zaadresowane.
W parę godzin przychodzi drugi posłaniec i mówi:
— Proszę pana, ja coś złego musiałem zrobić, bom oddał drugi list w redakcyi Kuryera Warszawskiego.
— Przeciwnie, zrobiłeś świetnie!
— Ale bo widzi pan, tam był adres do Kuryera Codziennego.
— Chryste eleison!
Nie mając nic lepszego do zrobienia, szlę posłańców do Kuryera Codziennego, aby mi dwie pierwsze części oddano, a tymczasem redaktorowie w śmiech i mówią posłańcowi:
— Idź w pokoju, dobry człowiecze, twój pan sam jutro do nas przyjdzie...
Na domiar niedoli uszczypliwa redakcya Kuryera Codziennego robi wymówki: „Niewiadomemu (sic!) współpracownikowi,“ że jej dokończenia nie przysłał.
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.