Powiem wybladłym i ledwie na cienkich nożętach trzymającym się warszawskim frantom, że wśród zieleni młodych wierzb będą mogli zobaczyć, ale tylko zobaczyć, zdrowe (uf!) i czerstwe pragskie dzierlatki, w towarzystwie ojców i wujów bardzo biegle posługujących się dość smagłemi laskami. Powiem w końcu synom ordynarnego pospólstwa że, w czasie już tyle razy cytowanej loteryi na szpital, będą mogli wygrać niewinną i cienkorunną owieczkę, lub dojną krówkę ze złoconymi rogami. Że będą mogli ścigać się w workach, zlatywać z welocypedów, podziwiać ognie sztuczne i przysłuchać się mile wpadającym w ucho strzałom armatnim. Powiem im wreszcie, aby czy tak czy owak nie skąpili grosza na rzecz instytucyi, do której każdy z nich dziś lub jutro zawinąć może.
Lecz czy to jest reklama dla szpitala Pragskiego? Wcale nie, trzeba coś lepszego wymyślić, a tymczasem zawadzić o inne kwestye.
Ludzie są jak owce; jeżeli jeden pójdzie na loteryę dla szpitala a drugi dla loteryi, razem dwu, to wnet pójdą i czterej inni dlatego, że tamci dwaj poszli. Historya dostarcza mnóstwo faktów na dowód istnienia baraniej natury w człowieku, współczesny jednak handel Warszawski za pomocą kawy figowej prawdę tę wykazał najjaśniej.
Kawa figowa robi się z rośliny zagranicznej zwanej: najlepszemi i najświeższemi figami, które jednak pod wpływem naszego niegodziwego klimatu przekształcają się w roślinę swojską i pastewną, zwaną pospolicie łubinem. Ze zwierząt domowych psy (o ile mi wiadomo) łubinu nie jedzą, konie
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.