kalek, lub pracują na własną rękę, żebrząc po wsiach i miastach. Żebraków tych każdy chętnie opatruje, lecz mimo to, jakże w porównaniu z nimi szczęśliwi są wychowańcy Instytutu!
Instytut robi co może, przyjmuje kogo może, lecz w końcu nie jest w stanie przygarnąć wszystkich zgłaszających się, po prostu dla braku miejsca. Chcąc złemu zaradzić, Instytut myśli od dawna o otworzeniu seminaryum nauczycieli dla głuchoniemych i ociemniałych, a jeżeli dotąd nie uczynił tego, to jedynie z obawy, że przygotowani przez niego specyaliści mogą nie znaleźć zajęcia.
Z tego powodu popieramy jak najusilniej proekt tych pism, które żądają, aby na prowincyi otworzono filie Instytutu. Nauczycieli uzdolnionych niezawodnie dostarczy główny Zakład, a o pieniądzach niech pomyślą gminy i miasta, które w każdym ukształconym kalece pozyskają jednego więcej obywatela, a pozbędą się żebraka.
Lecz pamiętając o ukrzywdzonych przez naturę, nie zapominajmy o dzieciach zdrowych, którym się także bardzo wiele należy. Należy im się rozumny dozór, świeże powietrze, rozwijająca umysł zabawa, słowem to wszystko, czego dziecko razem nie znajdzie w domu, lecz czego z całą łatwością i za niewielkie pieniądze dostarczą mu ogródki Froeblowskie.
Zakład taki istnieje dopiero jeden w Warszaszawie, pod kierunkiem pani Teresy Mleczko, przy ulicy Nowy-Świat Nr 34. Przyjmuje on dzieci od lat 3 — 10 za opłatą 3 rs. na miesiąc i uczy ich gimnastyki w najobszerniejszem tego wyrazu zna-
Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.