tygodniu idę do znajomego mi adwokata i mówię mu:
„Kochany przyjacielu! Pewnego dnia, będąc na banhofie, zauważyłem człowieka, który bardzo nieostrożnie obchodził się z pistoletem. Co pan robisz? zawołałem. Chcę sobie w łeb strzelić, — odpowiedział i t. d.“
Upewniamy czytelników, że historya ta, opowiadana kolejno żonie, adwokatowi, sędziom i wszystkim znajomym interesanta, może wystarczyć na podróż, nawet na około świata. Prócz tego posiada ona dwie godne uwagi własności: nie nuży imaginacyi, i musi być niesłychanie zajmującą, skoro w ostatnich czasach bawiły się nią pewne kółka naszej inteligencyi, słuchając jej notabene w języku niemieckim, w którym pierwotnie obmyśloną została.
Germanizujemy się.
Nie pojmuję dlaczego nie miałbym poświęcić kilku nierymowanych ustępów letniej porze roku, której tak moi koledzy jak poprzednicy i następcy poświęcali, poświęcają i poświęcać będą masę natchnienia przyobleczonego w prozaiczną lub poetyczną formę, po jednym, po dwa, po trzy, a nawet i po dziesięć groszy od wiersza! Powtarzam,