Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/033

Ta strona została uwierzytelniona.

Coraz powolniej szedł na oślep, oddalając się od strzałów, gdy nagle na kilkadziesiąt kroków od siebie na lewo spostrzegł trzy postacie biegnące ku niemu i starające się przeciąć mu wszelki odwrót.
Pytanie: „ludzie czy szakale?“ stanęło przed jego oczami, gdy ujrzał ich uzbrojonych w pałki i postronki a ręka z krucicą wyciągnęła się mimowolnie w ich kierunku.
— Dajcie pokój panie, my wam nic nie zrobimy, tylko was zwiążemy i Moskalom oddamy!
Na takie słowa wyszłe z ust wieśniaków kujawskich, występujących w roli siepaczy wroga przeciw obrońcy narodu, krew ścięła się w żyłach młodzieńca; wykarmionego poezyą naszych wieszczów, wiarą Mierosławskiego w patryotyzm i niezwyciężoną potęgę ludu polskiego!
Ostatni promień słońca zagasł dla niego, ostatnia łuska złudzeń opadła mu z oczu a czarna rozpacz owładnęła bezpodzielnie duszą jego.
Rozległ się huk strzału a zrozpaczony młodzieniec padł na wznak, kłęby krwi i dymu z ust jego buchnęły!...
Owa mała krucica, nabita loftkami, ręką poległego przyjaciela, śmierć mu zadała; ostatnie widzenie jego było błysk ognia na panewce, — ostatnia myśl „wybacz mi matko!“ Jednocześnie odczuł on w głowie zamęt, podobny do zamięszania łyżką w garnku, — i wszystko się skończyło.......

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Tu powinienby być koniec opowiadania bo i cóż więcej o losach zmarłego „entuzyasty“ (mówiąc grzecznie) powiedzieć można.
A jednak, los mu odsłonił rąbek pośmiertnej tajemnicy.
Młody powstaniec zarażony zwątpieniem epoki,