umierał bez głębokiej wiary w życie pozagrobowe. A raczej nie był pewien a w wątpliwościach swoich, pocieszał się tem, że jeżeli według pojęć bezwzględnej sprawiedliwości Boskiej nagroda i kara po za grobem istnieją, to dobre czyny za życia, na szali tej sprawiedliwości zaważyć muszą. Nie łamał on więc sobie głowy nad rozwiązaniem nierozwiązalnej zagadki, lecz postanowił żyć, jak na uczciwego człowieka i Polaka przystało, zostawiając resztę sprawiedliwości i zmiłowaniu Przedwiecznego! . . . . . . . . . . .
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Nastała cisza i ukojenie w zmysłach zrospaczonego młodzieńca, gdy naraz, jakieś odległe dźwięki zaczęły go przecucać a odczuwanie jakichś mimowolnych ruchów, samowiedzę jego pobudziło.
Wiedział on, że umarł a więc wnioskował: jest jednak jakieś życie po za grobem!
Szmer głosów stawał się coraz wyraźniejszym a ruchy jego coraz dobitniejsze, gdy do uszów jego doszły wyrazy: „to szlachcic“ spróbował poruszyć palcami ręki, wtedy usłyszał okrzyk — toć on żyje!
Nie było żadnej wątpliwości, strzał był źle wymierzony, a męka życia nieskończyła się jeszcze!
Otworzył oczy i ujrzał nad sobą tych samych trzech wieśniaków — szakali, obdzierających go starannie a gdy wyjęknął skrwawionemi usty „dobijcie mię!“ w odpowiedzi dostał kopnięcie nogą z dodatkiem „zdechniesz sam ciarachu!“ — Zemdlał, — a gdy się ocucił, nie było już nikogo; — cisza panowała dokoła. —
Próbował podnieść się, lecz olbrzymi ból w tylnej części głowy przykuł go do ziemi...
Już zimowe słonko lutowe podniosło się wysoko gdy zdołał usiąść a wtedy spostrzegł, iż oprócz bie-