Na te słowa gromada rozstąpiła się, jakby spiorunowana a ranny przeszedł w poprzek drogi w pole.
Idąc wprost ścieżką, doszedł niedługo do przełazu w ogrodowym płocie, a gdy go przekraczał, z ogrodu podniesły się krzyki przerażenia.
Zgorączkowany, wycieńczony młodzieniec zemdlał a gdy się przecucił, leżał w łóżku we dworze wsi Katarzyna. Znalazł się przy nim lekarz z Przedcza a po zbadaniu orzekł: iż śmierć jest tylko kwestyą godzin, gdyż ów straszny ból w tyle głowy dowodzi, że tam musiały uwięznąć loftki z naboju.
Zanim gorączka zupełnie przytomność choremu odjęła, napisał słów kilka serdecznego pożegnania do matki, — potem niby usnął, szukając zawsze środka pozbawienia się życia.. śmierć jednak nie nadchodziła.
Nazajutrz nad brzegiem jeziora, które przylegało do dworu, znaleziono ubranie męskie i czapkę, pływającą po wodzie.
W katarzyńskim dworze mówiono, że ranny powstaniec w napadzie gorączki wybiegł w nocy i w jeziorze śmierć znalazł. . . . . . . . . .
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Nie umiera jednak człowiek kiedy chce, lub mu to ludzie przeznaczą, ale wtedy kiedy musi!
Nie wybiła jeszcze wówczas ostatnia godzina naszego powstańca. Przewidywania lekarza, nie sprawdziły się, widać, że ołów naboju, albo wysunął się wcześniej z lufy krucicy, albo przez pomyłkę nie był tam włożony.
Los kazał mu żyć i kilkanaście dni potem znajdujemy go wycieńczonego w obozie Mielęckiego pod Oślęcinem.
Przyprowadzono właśnie trzech wieśniaków ze wsi Katarzyny, aby ponieśli zasłużoną karę za zdradę na-