Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/039

Ta strona została uwierzytelniona.

nigdy rózgą dotknięta nie byłam, ja się boję, drżę na samą myśl kozackich knutów! — Panie! ja Ojczyznę kocham, powstaniu sprzyjam, ale niech pan jedzie gdzieindziej!!
Pomimo więc {{Korekta|wstrzymymania|wstrzymywania| panny Franciszki, córki pani O., która pielęgnowała mnie z poświęceniem prawdziwej Polki, prosiłem, aby mię dalej odesłano.
I tak w dni 10, zwiedziłem coś sześć schronień, a widząc, że przy wyjeździe najwięcej mi są radzi, postanowiłem wrócić do obozu, pomimo że upływ krwi mię osłabił i oprócz płynnych pokarmów nic przełknąć nie mogłem.
Tak więc z panem ekonomem ujechaliśmy wolnym truchcikiem, z jakie półtory mili, gdy dały się słyszeć coraz wyraźniejsze strzały karabinowe, przeplatane czasami grzmotem armat.
Była to bitwa pod Nową-Wsią nad Gopłem, a jak nam powiedziano pod Trojaczkiem; po zasięgnięciu języka, okazało się, że pomiędzy nami a naszemi znajdują się Moskale.
Należało się więc cofać w porządku i koło wieczora byliśmy z powrotem w Kamieniu, we dworze pani S. (nazwiska na szczęście przypomnieć sobie dokładnie nie mogę). — Mówię u pani S., bo pana S., wcale nie było, czy też dla bezpieczeństwa wyjechał, pod opiekę Moskali. Była tam i córeczka, miła panienka, bardzo uprzejmie gruchająca z kolegą, powstańcem, rannym w rękę, także pod Cieplinami.
Nazajutrz doszła i do Kamienia wieść o pogromie pod Nową-Wsią, i rozproszeniu naszych oddziałów. Wieść przesadna, jako wynik przestrachu.
W każdym razie pani S. zdecydowała, że dwóch powstańców to trudno ukryć, w następstwie czego mnie miała ona odwieźć w bezpieczne miejsce. — Na-