rzą poważną i zadumaną. Brunet, wysokiego wzrostu, z oczami wyrazistemi, wielkim nosem i czarną, wielką brodą, był małomówny, a rozkazywać umiał.
Kilkakrotnie w sprawach organizacyi z nim rozmawiałem, lecz ani jednego uśmiechu u niego nie odkryłem, ani jednego słowa poza sprawami służbowemi od niego nie usłyszałem
Szkoda — po paru miesiącach kołowania po województwie zginął on 20. czerwca 1863 r. a oddział jego w znacznej części się rozproszył, resztki zaś rozproszonych przyłączyły się do Chmielińskiego.
Widziałem Bończę konającego, posiekanego i pokłutego jak rzeszoto w Lubczy, około Działoszyc, a od jego żołnierzy i brata mego, rannego w tej potyczce, oto czegom się dowiedział.
Bończa cierpiący jechał na bryczce za oddziałem, który się kierował od Lubczy (Wielowiejskich) do Gór (własność potomków generała Dembińskiego). Widocznie nie miał dostatecznej wiadomości o ruchach Moskali, gdyż nagle z rowu, otaczającego las, do Gór należący, padły strzały na oddział. — Bończa skoczył na koń, sformował oddział i zakomenderował do ataku, sam naprzód się puszczając. Ugodzony kulą, spadł z konia, co wywołało popłoch w oddziale Uciekano w nieładzie i zanim się opamiętano, by powrócić na pomoc wodzowi, został on pokłuty i posiekany przez Moskali, którzy cofnęli się do Pinczowa a resztki tego oddziału w Lubczy oglądałem
Tamże w Lubczy, Bończa pochowanym został, — a czy jest tam jaki znak, że tam leży ciało obrońcy ojczyzny? . . . . .
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Zanim do dalszego opowiadania powrócę winienem dopełnić charakterystyki epoki, o której piszę.