Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/048

Ta strona została uwierzytelniona.
Do Rządu Narodowego
w Warszawie.

Widocznie, pewność siebie nas obu zaślepiła, jego że napisał, a mnie, że wziąłem do bocznej kieszeni palta podobną ekspedycyę, — i to jadąc do strzeżonej pilnie przez Moskali Warszawy. Bez wszelakiego więc niepokoju, wsiadłem do pociągu w Dąbrowie, a w kilkanaście godzin znalazłem się w Warszawie, na dworcu kolejowym.
Tu dopiero, gdym zobaczył, jak przy wejściu z peronu żandarmi pasażerów rewidowali osobiście, przeszukując niektórych i po kieszeniach, poznałem całą nierozwagę i lekkomyślność naszą!
Za późno jednak było się cofnąć, lub próbować zniweczyć korespondencyę, znajdującą się w kieszeni. Postąpiłem więc śmiało naprzód i korzystając ze znajomości języka moskiewskiego, przemówiłem do żandarma słów kilka. Los chciał, że moje kieszenie nie skusiły go, obmacawszy mię tylko po wierzchu, przepuścił.
Była to jedna z chwil najprzykrzejszych, lecz trwała krótko, — bo tylko czas potrzebny do obmacania kieszeni i okazania paszportu.
Od siedmiu czy ośmiu miesięcy nie byłem już wtedy w Warszawie, a wydała mi się ona taką samą, jak była poprzednio, ożywiona, ruchliwa, odświeżona i rzecby można, swobodna. Prawie nic więzów nas krępujących nie znać było na tej stolicy naszej, tak, że gdyby czarodziej jaki postawił był kogo obcego naraz w Warszawie, to nigdy nie domyśliłby się, że w tem gwarliwem mieście bije zakrwawione serce ojczyzny naszej, szamocącej się podówczas z wrogiem w śmiertelnych uściskach.
Przy ulicy Chmielnej, czy Marszałkowskiej, od-