Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.

Przy oddziale bawiło czasowo kilku oficerów z innych oddziałów, a między nimi młody major Denisiewicz, który już w wielu bitwach się odznaczył; lecz będąc charakteru bardzo burzliwego, nie zgadzał się często ze swoimi przełożonymi.
Był to piękny młodzieniec, lat około 22, syn moskiewskiego pułkownika żandarmów z Pułtuska czy Łomży. — Walczył dzielnie, lecz skłonny był bardzo do burd i hulanek, nie licujących z zadaniem powstańczem.
Miał więc dużo przejść i pomiędzy swymi, a zginął po bohatersku, rozstrzelany przez Moskali w Radomiu — a to w kilka miesięcy po wypadkach, które mię zajmują.
Komendant, Bogusz Mazurkiewicz, był to sobie dobry, młody człowiek, bez żadnych wybitnych zdolności; wojskowym on wcale nie był, poddawał się więc wpływom Denisiewicza i pod tym względem.
Znaleźliśmy się w Górach, to jest w miejscu, gdzie biedny Bończa, opuszczony przez swych żołnierzy, tak okrutnie pocięty i pokłuty został 20 Czerwca.
Potem wędrowaliśmy śladami dyktatora przez Chrobrz, Wełcz, Grochowiska, a zbliżający się do Daleszyc oddziałek, zaalarmował Moskali w Kielcach i skrył się w lasy Świętokrzyskie.
Naturalnie, że ja będąc bezbronnym na bryczce, to wyprzedzałem oddział, przygotowując mu przyjęcie, to za nim zdala jechałem, czuwając nad tem, by go nie napadnięto. W ciągłem jednak porozumieniu z Boguszem, codziennie ze dwa razy z oddziałem się łączyłem i znowu odjeżdżałem.
Tak wędrując, znaleźliśmy się gdzieś o trzy mile za Staszowem ku Sandomierzowi — we wsi Pipale Tam nie będąc poznanym, w dwóch synach gospodarstwa,