Charakterystycznem jest jednakże, że przesądny Czengery wyroku nie chciał konfirmować, lecz jak zwykle w podobnych razach chciał więźnia do Radomia odesłać, ale mu egzekucyę wykonać polecono.
Z więzienia kieleckiego przypominam sobie Cegielskiego, inżyniera, i Katerlę z Pilicy, którzy ponoś na Sybir wysłani zostali.
Katerle śpiewał pięknym tenorem, a ulubioną jego piosenką była z „Małżeństwa przy latarniach“ następująca strofa:
Jaka z nas dobrana para,
Z tem co ja mam i ona ma,
Jeszcze każdy się postara
Zmnożyć te majątki dwa!
Ot pocieszaliśmy się, jakeśmy mogli.
Tymczasem tak rodzina, jak organizacya nie zasypiała gruszek w popiele i pracowano nad mojem oswobodzeniem.
Był w Chęcinach żyd Eisenberg, kupiec i dostawca wojskowy, będący z Czengerym w dobrych stosunkach. Te stosunki zdawały się nawet podejrzane czasami narodowej organizacyi, — tak, że Eisenberg czuł się z tej strony trochę zagrożonym. Aby więc dać dowód swojej narodowej lojalności, zaproponował on p. S. swoją w tej sprawie interwencyę, przyjętą naturalnie z uznaniem.
Temu to zapewne ja zawdzięczam, że mię do żadnego śledztwa w Kielcach nie pociągano.
W owym również czasie, z przyczyny wywiezienia arcybiskupa Felińskiego z Warszawy, zaprowadzono żałobę kościelną, to jest, nie dzwoniono, nie grano na organach i nie śpiewano w kościołach całej Kongresówki, co do wściekłości doprowadziło rząd carski.