napisania listu do Czengerego, gdzie w oburzeniu swojem nie generałem wojsk cywilizowanych, ale wprost bandytą go nazwałem.
Podobno wpadł w wściekłość, — i jeszcze raz matkę moją o mnie zaczepił, przysięgając mą zgubę.
Lecz Bóg inaczej zrządził, bo kiedy ja to piszę, Czengery już od dawna musi być na Jego sądzie!
Oto jak w świetle moich wspomnień przedstawia się ta cygańska mięszanina z Węgra i Polki zrodzona, ten dziki służalec moskiewski, rozbójnik i podpalacz, podszyty bigoteryą katolicką, ten obłudnik
zachęcający do gwałtu i mordu a niemający odwagi podpisać prawnego(?-) wyroku!..
Słuszność jednak wymaga, abym przyznał, że kiedy w innych satrapiach drzewa szubienic skrzypiały bezustannie pod ciężarem skazańców, kiedy np w Włocławku potomek i dziedzic Radziwiłłów po kądzieli, Witgenstein, szukał chwały z tego, iż 39 powstańców powiesić kazał, to w Kielcach takich jak ja i brat mój więcej było, dzięki Czengeremu, a ilość mordów urzędowych redukuje się, jak mi się zdaje, do jednej tylko wyżej wspomnianej egzekucyi, a w każdym razie do niewielu względnie wypadków.
Broszura ks. Wacława Nowakowskiego, Kapucyna, który przebył długie lata w katordze moskiewskiej w Akatui a potem na osiedleniu w Tunce, traktująca o duchowieństwie polskiem, zesłanem na Syberyę za wypadki roku 1863/4, zdaje się zupełnie potwierdzać moje powyższe zdanie. Na 276 bowiem księży osiedlonych w Tunce, po odbyciu różnych kar a wymienionych z imienia i nazwiska, według parafii klasztorów i dyecezyj, nie było tam ani jednego księdza z dyecezyi Krakowsko-Kieleckiej, jak wówczas zwano, podległej satrapii Czengerego.