Towarzyszyło im kilka kobiet czarno ubranych i kilku mężczyzn.
Orszak zbliżył się do ołtarza, tak, iż panna młoda koło wózka narzeczonego stanęła, a wtedy wyszedł z zakrystyi ksiądz w czarnej kapie.
Widać było z twarzy kapłana, iż przed spełnieniem swego posłannictwa chciał przemówić słów kilka do nowożeńców, lecz wzruszenie głos mu zatamowało a gdy zobaczył łzy spływające po twarzy oblubienicy, łzy to zapewne spełnianej ofiiary, łzy wdzięczności bezmiernej a może i miłości w oczach oblubieńca a łzy gorącego współczucia w oczach otaczających świadków, sam on zaledwie przez łzy mógł dokończyć ceremonii, a i organista ze łzami odśpiewał „Veni creator“.
Tak się odbyło to łzawe wesele, ta wielka ofiara Polki, wyższa stokroć od ofiary Indyanki wstępującej na stos, by spłonąć wraz ze zwłokami męża swego!...
∗ ∗
∗ |
W siedm miesięcy niespełna, po napisaniu słów powyższych, bo w dniu 15 Września 1903 r. rodzinna ziemia cmentarza na Brudnie pod Warszawą przyjęła do swego macierzyńskiego łona znikome szczątki śp. Rocha Mikołajskiego vel Mikołajewskiego, po przeszło czterdziestu latach cierpień, kalectwa, niedoli i prześladowań. Zmarł on 12 Września tegoż roku w szpitalu na Pradze w skutek przebytej nowej amputacyi nogi, której stargane siły starca znieść już nie potrafiły.
Data jego śmierci przypadła w rocznicę jego ślubu, z osieroconą wdową, Kamillą z Buczkowskich, która po czterdziestu latach pełnych bohaterskiego poświęcenia, znalazła u dobrych ludzi przytułek i opiekę.
Nagroda, czeka ją w niebie.