a czasami opornego młodzieńca szlacheckiego i nahajem pokropił! Ale i to się utarło, gdy poznano, że było to wynikiem tylko gorącej miłości ojczyzny, połączonej z wrodzoną krewkością i szorstkością wojskową.
Nie lubił on także pochlebstwa i nigdy w nienależne mu tytuły nie ubierał się, jak to czynili inni dowódcy oddziałów.
Po śmierci Bończy oddział Chmielińskiego powiększył się o stokilkadziesiąt koni, jako resztę oddziału Bończy. Charakterystycznem było przyjęcie tej resztki przez Chmielińskiego, nie pamiętam czy w Obiechowie, czy w Secyminie Ustawiwszy ów oddział konnicy, otoczyć go kazał swoją piechotą, a potem wypowiedział mówkę do tych, którzy wodza swego na polu bitwy haniebnie odbiegli, zwymyślał ich tak polskimi, jak moskiewskimi wyrazami, a następnie zakonkluował, iż nie są oni godni siedzieć na koniach i że powinni naprawić swą sławę kosami
Zakomenderował więc: „z konia“, a rozbroiwszy uciekinierów, kosy im dać kazał.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Po wydobyciu się z pazurów Czengerego, niedługo popasałem u moich zacnych przyjaciół i poręczycieli państwa Sierhiejewiczów. Na trzeci dzień, pożegnawszy ich, wyjechałem, a zacni ci ludzie, wiedząc, co ich mój wyjazd kosztować będzie, nie próbowali nawet wstrzymywać mię, od spełnienia mego obowiązku.
Odwiedziwszy więc matkę moją w Jędrzejowie, a w Pińczowie Adolfa Pieńkowskiego, który komisarstwo pełnomocne województwa już innemu ustąpił, udałem się do nowego wojewody w Węchadłowie, w szkalmierskiem. Był nim wtedy właściciel tej wioski, Mieczysław Chwalibóg, któremu kilkoletnia katorga