Stosunki te niestety! tak się zaostrzyły, że przyszło do jawnych niechęci pomiędzy dwoma dowódcami.
Rząd Narodowy w części temu zaradził, nadając Chmielińskiemu, w lipcu zdaje się, stopień majora ale antanigozm dwóch ludzi nie osłabł.
W początkach września, o ile mi się zdaje, przyszła na ręce moje z Warszawy nominacya dla Chmielińskiego na podpułkownika i naczelnika wojennego województwa krakowskiego. Uważając to za ważny krok dla zaprowadzenia ładu pomiędzy dowódcami, sam tę nominacyę Chmielińskiemu zawieźć postanowiłem. Puściłem się więc na poszukiwanie nowego naczelnika, a przez Szczekociny i Secemin, dotarłem do wsi Kozłowa pod Włoszczową, odszukałem moją zgubę.
Pomimo podarunku, jaki mu przywiozłem, a który nie mógł być Chmielińskiemu nieprzyjemnym, przyjął on mnie chłodno, surowo a nawet dość opryskliwie.
Oblicze jego dopiero się wyjaśniło, gdy wszedł do pokoju adjutant jego major Piotr Doliński, a uściskawszy mnie serdecznie, przedstawił pułkownikowi, jako swego kolegę uniwersyteckiego, który z przyczyny krótkiego wzroku, musiał żołnierkę na służbę organizacyjną zamienić.
Chmieliński zmienił się wtedy zupełnie a przeprosiwszy mnie za swoje przyjęcie rzekł:
— Myślałem, obywatelu, żeś ty młody szlachcic, który z tchórzostwa „dyplomacyą“ się zajmuje.
„Dyplomacyą“ nazywał on wszelką służbę po za obozem, żartował z niej, pojmując tylko w części i nie będąc w stanie ocenić niebezpieczeństwa na jakie sumiennie pełniący obowiązki tej dyplomacyi się narażał!
Do późnej nocy gawędziliśmy z Chmielińskim, jego adjutantem i gospodarzem. Pułkownik się oży-
Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/094
Ta strona została uwierzytelniona.