Chmieliński musiał się cofać, zasłaniając swym oddziałem odwrót. Moskale jednak nie śmieli bardzo nacierać, tak, że nasi ranni i zabici na polu nie zostali.
Pogromu nie było, ale była klęska przez śmierć dwóch wodzów i rozproszenie właściwe partyzantce.
Chmieliński się wycofał przez Lgotę, Wzdów, Białę-Błotną i Szczekociny w Jędrzejowskie, gdzie oddział swój na drobne części znów podzielił,
Moskale za nim podążyli, lecz w lasach około Secymina i Radkowa wszelkie ślady dla nich się zatarły.
Drugiego czy trzeciego dnia na cmentarzu w Lelowie pochowaliśmy zwłoki dwóch poległych dowódców w jednym grobie, obok siebie złożone.
Otto miał tylko małą trójkątną rankę na prawej skroni, a Zaremba po dostaniu dwóch kul, przybył jeszcze na koniu do zajazdu w Lelowie, żądając pokoju, a zsiadając z konia, padł, by więcej się nie podnieść.
Czy też tradycya tych dwóch grobów przechowała się dotąd w Lelowie?
Co Mełchów popsuł, trzeba było naprawić. Lecz na to trzeba było znów parę tygodni.
Zdemoralizowany oddział Iskry przestał istnieć jako całość. Chmieliński reorganizował się w lasach, między Włoszczową i Jędrzejowem, a my w Olkuskiem zbieraliśmy do kupy były oddział Ottona w lasach Białej-Błotnej.
Na miejsce poległego dowódcy. przysłano z Krakowa majora, Faustyna Grelińskiego.