Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/108

Ta strona została uwierzytelniona.

O! tak zaiste: Kraków to Panteon naszej przeszłości, Kraków, jak mówią Warszawianie, to Mekka polska, ale ja dodam, że Kraków, to była Capua powstania z 1863/4 roku!
Demoralizowaliśmy się tam pod każdym względem, a wszystko temu sprzyjało.
Wielcy dygnitarze powstania przesiadywali zbyt często w Krakowie, dając z bezpiecznego swego schronienia rozkazy tym, którzy mienie i życie swoje w każdej chwili narażali.
Rozentuzyazmowane kobiety, psuły niedorosłych bohaterów, których większość o zwycięstwach na polu Amora a nie Marsa myślała. Uciekinierzy pasowani na rycerzy, fotografując się w najfantastyczniejszych pozach i kostiumach, zapisywali się do coraz to innego nowo formującego się oddziału. Żołd pobierali, a za to bawili się, romansowali i politykowali do syta, cała zaś energię, którą za kordon przenieść należało, zużywała nietylko młodzież ale i policya narodowa, na walki partyjne, na naganki za „mierosławczykami“.
Policya austryacka długi czas trzymała się zupełnie na boku, a w czasie mojego pobytu w Krakowie t. j. w Listopadzie 1863-go odbywała niby to rewizye tu i owdzie, ale jeszcze naprawdę przez palce na to co się działo, patrzała. — Nic więc nie nagliło młodzieży, do opuszczenia Krakowa, bo do duszy i serca lenistwo i zniewieściałość się wkradły.
W czasie mojego trzytygodniowego pobytu w Krakowie, byłem świadkiem dwóch rewizyj politycznych. — Raz w nocy przy ulicy Floryańskiej, w domu pana Derycha, w którego mieszkaniu na drugiem piętrze kwaterowałem, zbudzono mię i wyprowadzono na strych a ztamtąd i na dach, gdzie wlazłszy przez