Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

dymnik ze trzy godziny za kominem siedziałem. — Szukano ponoś na pierwszem piętrze powstańców.
Drugi raz we dnie, byłem w Saskim hotelu w jakiemś biurze organizacyjnem, gdy dano znać, iż idzie rewizya. Wpakowano mi w kieszenie kilka paczek banknotów, tak jak i innym obecnym, wyszedłem drugiemi schodami, a po dwóch godzinach banknoty na toż samo miejsce odniosłem.
Po trzech tygodniach tak bezczynnego a wprost nielicującego życia z zadaniem powstańca, nie mogłem dłużej wytrzymać. — Jak doświadczyłem mój wzrok krótki nie pozwolił mi wojować, — w Krakowskie niebezpiecznie było wracać, postanowiłem więc udać się w Lubelskie, gdzie mię wcale nie znano.
Uzbrojony w paszport narodowy, od komisarza pełnomocnego, województwa, krakowskiego, jakoteż w jakiś „pas“ austryacki, wyjechałem koleją, 3. Grudnia według wskazówek do Rzeszowa. — Tam nocowałem w hotelu „pod zielonym dębiem“ a nie pamiętam kto, udzielił mi wskazówek i adresów w Łańcucie i Tarnogrodzie.
Do Majdanu, ostatniej wioski przed miasteczkiem dojechałem po zachodzie słońca, przez granicę już nie przepuszczano, więc w brudnem karczmisku żydowskiem nocować musiałem. Nocleg ten uprzyjemnili mi dwaj oficerowie austryaccy, zaprosiwszy do siebie na preferansa
Nazajutrz bez przeszkód granicę przebyłem i zajechałem do pana Newe w Rożannie, o pół mili od Tarnogrodu, nad samą granicą. Po śniadaniu pan N. odesłał mię do państwa Śliwińskich o jakie dwie mile dalej, tam miałem otrzymać informacye, co do miejsca pobytu komisarza pełnomocnego, województwa Lubelskiego.