Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

Cały dom stanął na nogach pod wpływem złowrogich krzyków moskiewskich, — ja zaś bałem się ruszyć, ażeby nie być spostrzeżonym przez Moskali, stojących w oknach i przemyśliwałem tylko nad tem, jakby się pozbyć dokumentów obciążających, które kurczowo w ręku ściskałem.
Już słyszałem Moskali w sąsiednim pokoju, zarządzających jak u siebie „czaj! podawat’ czaj!“ i groźnie o powstańcach mówiących, gdy przebiegła służąca przez salon. Od niej dowiedziałem się, że w sąsiednim pokoju spi panienka.
Nie troszcząc się o mój kostyum, jak wąż ześliznąłem się z posłania i przypełzałem do pokoju i łózka panny Julii, dla oddania jej pod opiekę mego pakieciku. Ona go wzięła i zaraz w wielkim wazonie ukryła, a mnie rzekła:
— Pamiętaj pan, że dziś jesteśmy narzeczeni, bo to pana ocalić może.
Trwało to mgnienie oka, poczem ja znów pełzając, powróciłem już spokojniejszy na moje posłanie.
Wkrótce potem panna J. już ubrana przeszła przez salon do jadalnego pokoju, gdzie z wesołym uśmiechem starała się jak najuprzejmiej Moskaluszków zabawić.
Gdym się ubrał, i ja wszedłem do jadalni, i o cudo, panna J. serdecznie mię ucałowała, a cała rodzina imieniem Jędrusia mię nazywała, oficerom zaś przedstawiony zostałem, jako pan Andrzej Podgórski narzeczony panny Julii.
Dwaj oficerowie, dowodzący „oddziałem latającym“, byli to młodzi, od 18 do 20 lat mający, świeżo upieczeni kadeci.
Uprzejmość gospodarstwa, a jeszcze więcej piękne oczy panienki, srodze im do serca przypadły, ale