Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

wyboru, a wicher szumiał smutno po drzew wierzchołkach, zlewając swe żałosne tony z krakaniem kruków!
Delikwent, postawiony przed sądem, zaprzeczył oskarżeniu, utrzymując stanowczo swoją tożsamość z Szydłowskim-Jankowskim i prawo do rabunku, pod postacią rekwizycyi i kontrybucyi. Wyraził żal, że obecnego tam komisarza przed tygodniem nie powiesił, że cały Rząd Narodowy to rozbójnicy i że jeżeli będzie jeszcze żył, to wszystkich odda Moskalom, którzy są więcej warci od Rządu Narodowego.
Wszelkie perswazye przyprowadzały tego opętańca do większej jeszcze wściekłości, tak iż do obozowiska odprowadzić go musiano.
Dusze w sędziach zamarły, na widok, jak ten nędznik nietylko był zdolny do rabunku, ale i do zdrady, a na postawione przez komisarza pytanie:
— Co z nim zrobić? — trzykrotnie powtórzono:
— Śmierć! Śmierć! Śmierć!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Puhacz odezwał się w głębi lasu, kruki i wrony wielki krzyk podniosły, a wiatr już nie szumiał, ale jęczał żałośnie, jakby się użalał nad losem tego nieszczęsnego zbrodniarza, czy opętańca, nad losem tych gladyatorów, którzy jednego, bądź co bądź, ze swoich na ofiarę oddać musieli, nad losem całego narodu, czyniącego śmiertelne wysiłki, do podtrzymania walki z odwiecznym wrogiem!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

W godzinę potem siedząc przy trzęsącym się stole turkoczącego młyna, komisarz rządowy drżącą ręką musiał potwierdzić wyrok sądu wojennego!

· · · · · · · · · · · · · · · · · · ·