Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/127

Ta strona została uwierzytelniona.

ców. Bandy kozaków po kilkanaście koni zapędzały się o trzy lub cztery mile od Lublina, organizując warty chłopskie po wsiach i plądrując dwory i plebanie.
Przyznać ze smutkiem należy, że dwie szajki rozbitków, przybierających nazwiska znanych dowódców, pozwalały sobie nakładać kontrybucye na dwory, — co zniechęcało patryotów i narażało powagę Rządu Narodowego.
Utworzenie oddziałku konnego z 25 ludzi pod dowództwem jakiegoś Berka (pseudonim żydowski), w części temu na razie zaradziło, napędzając strachu kozakom i karząc szubienicą opryszków niepoprawnych.
Dokładając wszelkich usiłowań do utworzenia nowych formacyj lub do zwiększenia powyższego oddziału, potrzebowałem środków do tego odpowiednich, gdy niestety, podatki narodowe coraz trudniej i leniwiej wpływały. — Ściąganie ich siłą okazało się nieuniknionem, a uzbrojenie ku temu oddziałku policyi narodowej było koniecznem.
W owych ciężkich czasach ogólnego zwątpienia, gdy instynkt zachowawczy, zwierzęcy brał górę w ogromnej już większości nad wszelkiemi ideami i poczuciem obowiązku narodowego, istnienie powstańca, a tem więcej organizatora, mającego z sobą pieczęcie, blankiety i t. d. nie należało wcale do rzeczy łatwych i przyjemnych.
Nie dość, że na drożynach (bo już drogami jeździć nie można było) musiał się on wykłamywać wartom chłopskim, a wymykać często napotykanym kozakom — jeszcze widział on wszędzie, iż przywozi z sobą strach paniczny i że w chwili odjazdu najwięcej radzi mu będą.
Były jednak i wyjątki, które, oceniając pobudki działania tych, co w każdej chwili na śmierć musieli