Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/129

Ta strona została uwierzytelniona.

W sprawach, jakich spełnienie leżało w zakresie mych obowiązków, była mi wielce pomocną niejaka pani Wiśniewska, wdowa, czy żona wygnańca syberyjskiego.
Jak w pokoju, tak i w wojnie, rola kobiety jest niezaprzeczalnie wielka, a cóż dopiero w powstaniach! Nasze Polki były też wszędzie czynne i pełne odwagi w najtrudniejszych okolicznościach, lecz wytwór i miano tak zwanych „kuryerek“ były własnością Lubelskiego. Każdy oddział, każdy dowódca miał swoją, lub swoje kuryerki a więc i organizacya cywilna także miała swoje.
Były to w ogóle zacne osoby, oddające wielkie usługi powstaniu, lecz czasami i jaka awanturnica pomiędzy nie się wkradła.
Nieustraszona odwaga i przytomność umysłu wobec niebezpieczeństwa, często pozwalały im nie tylko wykręcić się z moskiewskiej matni ale i wroga w błąd wprowadzić
Do takich należała pani Wiśniewska i najtrudniejsze misye z uśmiechem na ustach spełniająca. W kwietniu 1864 roku wyjechała z Moszenek do Lublina, aby mi stamtąd sprowadzić 12 rewolwerów i tyleż sztyletów, które naczelnik miasta miał jej wręczyć.
Około 10 w nocy pani W. powróciła, obładowana osobiście całym tym pakunkiem.
Dla ostrożności zaraz po przyjeździe, wśród ciemnej nocy, wynieśliśmy we dwoje z panią W. broń do ogrodu, gdzieśmy ją wraz z mojemi papierami zakopali.
Późno w nocy położyliśmy się na spoczynek, a mianowicie pani W. w pokoju jadalnym na kanapie, ja zaś w salonie. Gospodarza, pana Wołowskiego, jak wspomniałem, nie było w domu.