Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

ści, za nim pokój sypialny proboszcza i rodzaj jakiejś garderoby; okna tych pokoi wychodziły na ogród.
— Oto cała moja chata — rzekł proboszcz; lecz ja szukając drugiego wyjścia, na wypadek ucieczki, wskazałem mu drzwi, których on nie otworzył. Po pewnem wahaniu, dobrodziej zdecydował się i otwierając drzwi z klucza dodał:
— Proszę nic złego z tego nie wnosić, lecz jak pan widzi, drzwi te są zawsze na klucz zamknięte a to jest pokój mej służącej, którą pan widział.
Honi soit qui mal y pense“ — lecz ja nic nie myślałem, byłem zadowolony, że znalazłem drugie wyjście z domu, z pokoju bowiem Magdy wychodziło się do sieni.
Tymczasem głód coraz więcej dokuczał, prosiłem choć o chleb zanim kolacya się zgotuje a znalazła się wódeczka i masło i serek. Tak więc ja zajadałem, a biedny księżysko przechadzał się po pokoju, żaląc się na swe losy, na obowiązki, które zniewalają go być surowym dla siebie, tam, gdzie dla innych pobłażliwością i dyspensą rozporządzać może.
A może to był i wielki piątek, bo żalił się księżysko, że już od niedzieli mięsa w ustach nie miał, a od środy nic gotowanego nie jadł. — A to wszystko dla przykładu! — bo on choć się czuje bardzo cierpiącym i wyniszczonym, choć sił mu brakuje do spełniania obowiązków, to dla przykładu uwolnić się od postu nie może.
Zajadając chleb z masłem i serem, żal mi było dobrodzieja, więc zachęcałem, by się tą ucztą ze mną podzielił, lecz namawiałem napróżno. Nakoniec dał się uprosić, do wzięcia skórki z chleba a przechadzadzając się ciągle, nieznacznie firanki w oknach pozasłaniał.