Strona:Bolesław i Józefa Anc-Z lat nadziei i walki.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto tam?
— Proszę otworzyć, swój, oddział Jankowskiego będzie tędy przechodził przed świtem, proszę przygotować możliwie największą ilość prowiantów dla niego, ja jadę dalej z tem samem poleceniem.
I za chwilę koń wraz z jeźdźcem zniknęli w ciemności.
W mgnieniu oka cały dwór był na nogach, służba pod czujnem okiem pani Z., przygotowywała posiłek dla zgłodniałych gości. Wysłano chłopca, aby zbudził wieś całą, polecając wszystkim przygotować jak najwięcej chleba, kartofli, kaszy dla powstańców, którzy nadejdą.
We wszystkich okienkach zabłysły światła, w całej wsi zawrzała praca.
Przed świtem wysunęła się długa kolumna konnicy Jankowskiego, weszli do wsi, dowódca nie pozwolił zsiadać, podawano im więc na koń posiłek, chleb, mięsiwo brali do tornistrów, a resztą chętnie się rozgrzewali.
Jankowski serdecznie podziękował i przeprosił państwa Z. za trudy, prosząc, aby jeśli Moskale w ślad zanim nadejdą, zatrzymać ich koniecznie do wieczora.
Wkrótce cały oddział zniknął w półmroku nadchodzącego świtu.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Wicher nocny przyniósł odwilż. białe puchy śniegu zciemniały, coś jakby deszcz, jakby mgła, unosiło się w powietrzu, tworząc fantastyczne cienie.
Wstał dzień smutny, ponury, jak dola tej ziemi, której przyświecał.
Mieszkańcy Ksawerynowa, tak się nazywała ta wioska, zajęli się usunięciem wszelkich śladów pracy nocnej, przez drogę przepędzono stado bydła i owiec, dla zatarcia wejścia konnicy.