dzę pani, aby mi nie przypięła rogów." — „Jedź pan spokojnie, odparła księżna, jeżeli mam ochotę to uczynić, to wtedy, kiedy pana widzę“.
W parę miesięcy po śmierci pana Geoffrin jeden ze zwykłych gości jego żony, wracając z podróży, udał się do pałacu przy ulicy Saint-Honoré. „Co się stało, spytał się gospodyni, z tym staruszkiem, który siedział zawsze na końcu stołu i nigdy nic nie mówił?“ — „To był mój mąż — odpowiedziała pani Geoffrin — umarł.“
Markiza de... która miała szpetnego męża i syna pięknego jak anioł, powiadała: „Im bardziej przypatruję się mojemu synowi, tem pewniejsza jestem, że musiałam kiedyś zasnąć w przedpokoju.“
Pewna dama mówiła: „Kochankowie powinni być zawsze piękni, ale mężowie, to jak Bóg da.“
Kochanek księżny d’Olonne widząc, jak kokietowała swego męża, zawołał: „Psia krew! To złośliwość prawdziwa! Tego już zanadto!“
Marszałek Richelieu ujrzał kiedyś przez niedomknięte drzwi żonę i swego masztalerza w dwuznacznej sytuacji. Zamyka drzwi czemprędzej, woła: „Cóż to nikogo niema, aby mnie zaanonsować?“ i po odpowiedniej chwili wchodzi do pokoju żony. „Co za lekkomyślność, pani! — powiada — jakto? bez lokaja przed drzwiami? Szczęście, że to tylko ja wszedłem!“
Duc de Gèvres, bardzo brzydki i mały, spacerujący po parku w Wersalu, spostrzegł rosłych lokajów i powie-