bre wrażenie, przywozili choć to jedno z sobą. Pewnego dnia, obchodząc szkołę razem z dyrektorką, oglądaliśmy pokoje uczenic: w jednym mieszkały trzy świeżo przybyłe. Na zapytanie, czy mają szczoteczki do zębów, jedna z nich odpowiedziała, pokazując szczoteczkę:
— Mamy, panie dyrektorze, kupiłyśmy ją wczoraj na współkę.
Wytłómaczyłem im wtedy, że jedna na trzy nie wystarczy. Badaliśmy zawsze z zajęciem wpływ szczoteczki do zębów na stopień cywilizacyi naszych wychowańców. Z małemi wyjątkami, przekonałem się, że można dobrze wróżyć o przyszłości ucznia, który sam z własnego popędu, po zużyciu pierwszej szczoteczki nabywa drugą. Wymagaliśmy zawsze utrzymywania ciała w najdokładniejszej czystości. Wychowańcy nasi przyzwyczaili się do brania kąpieli równie regularnie, jak do jedzenia obiadu, i to jeszcze zanim zdołaliśmy urządzić dla nich łazienki. Większość uczniów pochodziła z okręgów plantacyjnych i trzeba ich było uczyć sypiać w łóżkach i wskazywać, w jaki sposób spać, to jest na jednem prześcieradle, a pod drugiem — kiedy już byliśmy o tyle zamożni, że mogliśmy im dawać po dwa prześcieradła. Trzeba ich było także uczyć, do czego służy nocna koszula.
Trudniejsza była sprawa z tem, żeby nie brakowało guzików przy ubraniu, żeby naprawiali rozdarcia i czyścili tłuste plamy. Udało nam się tak dobrze wdrożyć ich do porządku, że często wieczorem, na codziennym przeglądzie po wyjściu z kaplicy, nie brakowało żadnemu ani jednego guzika.