Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

ków, związek młodzieży chrześcijańskiej i różne nasze misyjne stowarzyszenia, są tego najlepszym dowodem.
W 1885 r. miss Olivia Davidson, o której mówiłem jako o jednej z najczynniejszych naszych pracownic, której szkoła zawdzięcza w części swe powodzenie, została moją żoną. Przez cały czas naszego pożycia dzieliła swe siły między dom i prace szkolne. Nietylko nie przerwała zajęć w zakładzie w Tuskegee, ale jeździła na kwesty do miast Północy. Po czterech latach szczęśliwego życia w rodzinie, a ośmiu latach ciężkiej, lecz umiłowanej pracy dla szkoły, umarła w 1889 r. Zużyła się nadmierną pracą dla dzieła, które tak ukochała. Pozostawiła mi dwóch synów, ładnych i zdolnych: Bakera Faliaferro, który wyuczył się już strycharstwa w Tuskegee i Ernesta Davidsona.
Pytano mnie nieraz, jakim sposobem doszedłem do przemawiania publicznie. Odpowiem na to, że nie myślałem nigdy poświęcać dużo czasu mowom. Dążyłem zawsze do tego, żeby raczej działać, niż mówić o potrzebie działania. Podczas objazdu miast Północnych z generałem Armstrongiem Tomasz W. Bickuell, prezydujący w Stowarzyszeniu opiekującem się oświatą, usłyszał mnie mówiącego na jednem z zebrań. W kilka dni potem nadesłał mi zaproszenie do wygłoszenia mowy na najbliższem posiedzeniu Towarzystwa Oświaty. Miało się ono odbyć w Madisond (Wisconsin). Przyjąłem zaproszenie. I to było początkiem mojej karyery, jako mówcy.
Tego wieczora, kiedy przemawiałem w Towarzystwie Oświaty, musiało być w sali ze cztery tysiące osób. Nie wiedziałem, że wśród słuchaczów było dużo z Alabamy i kilku z Tuskegee. Powiedzieli mi później szczerze, że przyszli na posiedzenie spodziewając się usłyszeć mój występ przeciwko Stanom Południowym: ale doświadczyli przyjemnego zawodu, bo w mojej mowie nie było ani jednego