budowniczym i prowadzić cegielnię. Wielką przyjemność sprawił mi jego list pisany zeszłego roku. Wyjeżdżając na wakacye, powiedziałem mu, że pragnę aby poświęcał całe pół dnia strycharstwu, a drugą połowę jak mu się podoba. Po dwóch tygodniach otrzymałem od niego list:
Wyjeżdżając zaleciłeś mi pracę w cegielni przez pół dnia, ale ja tak lubię tę robotę, że będę pracował przez cały dzień. A przytem chciałbym zarobić dużo pieniędzy, kiedy pójdę do innego kolegium, będę miał dosyć uzbieranych na opłacenie kosztów.
Młodszy mój syn, Ernest Davidson Washington, chce zostać lekarzem. Chodzi do szkoły razem z innymi i oprócz rzemiosł, których się uczy razem z kolegami, przepędza wszystkie wolne chwile w laboratoryum medycznem szkoły i umie już spełniać niektóre drobniejsze zabiegi lekarskie.
Co mi jest najprzykrzejsze w tem życiu wędrownem zdala od szkoły, to konieczność rozłączania się na czas dłuższy z rodziną, przy której czuję się najszczęśliwszy.
Zazdrościłem zawsze ludziom, których czas jest tak rozłożony, że mogą spędzać wieczory na łonie rodziny i myślę nieraz o tych, którzy mają ten nieoszacowany przywilej, a nie oceniają jego wartości. Nie potrafię wyrazić jaką ulgę sprawia usunięcie się od tłumu ludzkiego, od ciągłego podawania ręki, od ciągłych podróży i możność przebywania wśród swoich, choćby niedługo.
Przyjemną chwilą w Tuskegee jest zebranie półgodzinne w kaplicy o pół do dziewiątej wieczorem, na które przybywają uczniowie, nauczyciele i rodziny uczniów na nabożeństwo wieczorne przd udaniem się na spoczynek. Jest to widok zdolny rozradować serce takie zgromadzenie tysiąca dwu-