stu młodzieży obojej płci, modlącej się z przejęciem i skupieniem ducha i trzeba przyznać, że jest wielkiem szczęściem możność pomagania tej młodzieży do prowadzenia życia pożytecznego i szlachetnego.
Na wiosnę 1899 roku spotkała mnie największa niespodzianka w życiu. Panie w Bostonie urządziły na korzyść szkoły w Tuskegee zebranie w teatrze na Hollis-street. Zebrało się liczne doborowe towarzystwo Bostonu, biali i murzyni. Prezydował biskup Laurence, a ja miałem mowę. Paweł Wawrzyniec Daubar[1] przeczytał kilka poetycznych utworów, a dr. W. E. B. du Bois[2] odczytał również swoją pracę.
Wszyscy zauważyli, że jestem zmęczony i po skończonem zebraniu jedna z pań, które je urządzały, zapytała mnie mimochodem, czy byłem w Europie? Na moją przeczącą odpowiedź zapytała jeszcze, czy nie mam zamiaru odbyć tej wycieczki? Odrzekłem na to, że moje środki nie pozwalają nawet marzyć o czemś podobnem. Tylko tyle. Zapomniałem już o tej rozmowie, kiedy w kilka dni później otrzymałem wiadomość, że moi przyjaciele w Bostonie, a między innymi Francis J. Garrison, zebrali sumę potrzebną na trzy lub czteromiesięczną wycieczkę do Europy. Myśl do tej wycieczki nasuwał mi już w poprzednim roku p. Garrison, ale w takiej chwili, gdy nie mogło być o tem mowy. Lecz teraz p. Garrison połączył swe zabiegi z zabiegami pań z Bostonu i kiedy powiedział mi o tem, wszystko było już obmyślane, plan podróży zrobiony i zamówione miejsca na statku odpływającym do Europy.
Było to tak niespodziewane i nagłe, że byłem