Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

łem też pewien wyrzut sumienia, porzucając moją pracę. Było tam tyle do zrobienia na każdym kroku, że wydawało mi się nędznem samolubstwem używać wywczasu, gdy inni będą pracowali bez przerwy. Przywykłem pracować bez wytchnienia, jak daleko sięgam pamięcią, pracowałem zawsze, nie mogłem sobie wyobrazić dwóch lub trzech miesięcy spędzonych w bezczynności, poprostu mówiąc, nie umiałem używać wakacyi.
Żona moja doświadczała tego samego uczucia, ale zdecydowała się łatwiej, pragnąc dla mnie wypoczynku. Było nam tem trudniej zdecydować się na wyjazd, że w tym właśnie czasie poruszono dużo spraw żywotnych, odnoszących się do rasy murzyńskiej. Ale wreszcie zawiadomiliśmy przyjaciół z Bostonu, że zgadzamy się na wyjazd, a oni nastawali na nas o oznaczenie dnia bez dalszej zwłoki. Naznaczyliśmy 10 maja. Pan Garrison zajął się wszystkiemi przygotowaniami do podróży, zaopatrzono nas w listy polecające do różnych osób we Francyi i w Anglii, a wszystkie szczegóły naszego pobytu w Europie zostały tak obmyślone, żeby nam zapewnić wygodę wszędzie, gdzie będziemy. Pożegnawszy się z Tuskegee, wyjechaliśmy do Nowego-Jorku 9 maja, gotowi wsiąść na statek. Nasza córka, Porcya, będąca wtedy na studyach w South Franningham (Massachusets), przybyła do Nowego-Jorku, żeby się z nami pożegnać. Pan Scott, mój sekretarz, odprowadził nas także i tym sposobem mogłem do ostatniej chwili zarządzać najdrobniejszemi szczegółami spraw, pozostawionych w zawieszeniu. Na kilka chwil przed udaniem się na pokład statku spotkała mnie miła niespodzianka w postaci listu od dwóch wspaniałomyślnych pań, które ofiarowały nam fundusze potrzebne na budowę domu dla pomieszczenia warsztatów dla dziewcząt w Tuskegee.
Mieliśmy wypłynąć na statku „Triessland“, z Red-Star-Line, statku istotnie wspaniałym. Udaliśmy się na pokład przed dwunastą. Nie byłem ni-