Zuzanną Hetchera. Ale tego rodzaju nazwa nie mogła pasować człowiekowi wolnemu, więc w wielu razach Jan Hetcher zamieniał się na Jana S. Lincolna lub Jana S. Shermana. Litera S., nie zastępując imienia, stanowiła to, co murzyni nazywali z dumą swoim „przedimkiem“[1].
Jak już wspomniałem, większa część murzynów opuściła plantacye choćby na krótko, dla przekonania się, że mają prawo zmieniać miejsce pobytu i dla pokosztowania wolności. Przepędziwszy gdzieindziej pewien czas, znaczna liczba starych niewolników powróciła do dawnych panów i zawarła z nimi umowę, na mocy której zostali umieszczeni w ich posiadłościach.
Mąż mojej matki, który był ojczymem brata mojego Jana i moim, był własnością innego pana niż matka. Przychodził nawet rzadko na naszą plantacyę. Pamiętam, że widywałem go raz na rok, około Bożego Narodzenia.
Podczas wojny uciekł i przyłączył się do armii północnej i z niemi razem wszedł do nowego stanu Wirginii Zachodniej. Po ogłoszeniu aktu uwolnienia sprowadził moją matkę do stanu Kanawha (w Wirginii Zachodniej). W owych czasach podróż przez góry Wirginii do Wirginii Zachodniej nie była przyjemną wyprawą bynajmniej. Upakowaliśmy na wózku trochę łachmanów i narzędzi gospodarskich, jakie były naszą własnością, ale dzieci musiały iść pieszo przez znaczną część drogi, to jest parę set mil[2].
Żadne z nas nie było nigdy po za granicami plantacyi. Podróż więc z jednego stanu do drugiego