Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/21

Ta strona została uwierzytelniona.

mały, ale jednak dla mojego brata i dla mnie ojczym znalazł zajęcie w warzelni. Nieraz musiałem być przy pracy już o czwartej rano.
Początek mojej nauki sięga tych czasów, gdy pracowałem w warzelni soli. Każdy z pakowaczy miał swoje beczki znaczone odmienną liczbą. Mój ojczym miał numer 18. Po ukończonej robocie przywódca pakowaczy kładł ten numer na wszystkich naszych beczkach i wkrótce nauczyłem się rozpoznawać tę liczbę, gdziekolwiek ją spostrzegłem, i nauczyłem się ją znaczyć, nie znając innych liczb, ani liter.
Jak tylko mogę sięgnąć pamięcią przypominam sobie, że zawsze miałem gorącą chęć nauczyć się czytać. Dzieckiem jeszcze będąc zrozumiałem, że choćbym nie doszedł do niczego innego w życiu, będę przynajmniej miał tyle, ażeby czytać książki i dzienniki. Zaledwie osiedliliśmy się w naszej sadybie w Zachodniej Wirginii, zacząłem błagać matkę o książkę. Zkąd i jakim sposobem zdobyła ją — nie wiem; wiem tylko, że wynalazła mi stary w niebieskiej okładce elementarz Webstera, w którym był alfabet i sylaby bez sensu, takie, jak ab ba ca da. Zacząłem pożerać tą książkę, pierwszą, jaką miałem w ręku. Słyszałem, że chcąc nauczyć się czytać, trzeba poznać alfabet; usiłowałem tedy przyswoić go sobie wszelkiemi możliwemi sposobami, bez pomocy nauczyciela, gdyż nie miałem żadnego. W owych czasach nie było w mojem otoczeniu ani jednego człowieka mojej rasy umiejącego czytać, a byłem zbyt bojaźliwy, żeby się zwrócić do białych. Po kilku tygodniach doszedłem jednak do tego, że znałem już większą część alfabetu. Matka podzielała moją ambicyę i pomagała mi, o ile mogła. Nie miała ona nic, co się tyczy mądrości książkowej, ale miała dużo ambicyi dla dzieci i wielki podkład zdrowego rozsądku, który dopomagał jej do stawienia czoła każdej trudności i wyjścia z niej zwycięzko. Jeżeli dokonałem w życiu czegokolwiek godnego uwagi,