Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

dziecinnego serca przechowywałem pragnienie uczęszczania do szkoły i nie opuszczałem żadnej sposobności dla poparcia mojej sprawy. Odniosłem wreszcie zwycięztwo: pozwolono mi chodzić przez kilka miesięcy na kursa dzienne, pod warunkiem, że będę wstawał wcześniej i pracował do dziewiątej, a po południu, po wyjściu ze szkoły, będę przychodził na dwie godziny do roboty.
Szkoła była dość daleko od warzelni; a że trzeba było pracować do dziewiątej i w szkole być też o dziewiątej — miałem trudność nie lada. Lekcye były zawsze zaczęte w chwili mego przybycia, a w mojej klasie wydawanie było już skończone. Dla wydobycia się z kłopotu, uległem pokusie, za co większość czytelników potępi mnie z pewnością; ale pomimo to, muszę powiedzieć jak było rzeczywiście. Mam zawsze wielkie zaufanie do potęgi i wpływu faktów. Przemilczanie ich nigdy na korzyść nie wychodzi. Otóż w biurze warzelni był zegar. Podług niego naturalnie regulował się dzień przeszło stu robotników. Przyszło mi na myśl, że dość będzie przesunąć wskazówki zegara z ósmej na pół do dziewiątej, ażeby zdążyć na czas do szkoły i robiłem to w dzień, dopóki nadzorca warzelni spostrzegłszy jakąś nieprawidłowość, nie zaczął zamykać na klucz szafki zegarowej. Ja osobiście nie miałem zamiaru wyrządzać nikomu krzywdy. Chciałem tylko módz zdążyć na czas do szkoły.
W klasie umiałem walczyć z innemi trudnościami. Wszyscy uczniowie nosili kapelusze lub czapki, a ja nie miałem ani jednego, ani drugiej. Zresztą nie przypominam sobie, żebym do owej pory miał jakiekolwiek nakrycie głowy i nie zdaje mi się, żeby ktokolwiek z mojej rodziny uważał za potrzebne nakrywanie głowy. Naturalnie, widząc, że to czynią moi koledzy, zacząłem się czuć upokorzony. Według zwyczaju, zwierzyłem się z kłopotu matce, która mi powiedziała, że niema środków na kupno kapelusza w sklepie, co było w tej chwili wielką nowością dla