Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.

ani szeląga — w mieście ani jednego znajomego, a nie znając miejskich zwyczajów, nie wiedziałem, gdzie iść. Zwracałem się do rozmaitych domów, prosząc o schronienie, ale wszędzie żądano odemnie pieniędzy, a tego właśnie nie posiadałem. Nie mając nic lepszego do roboty, spacerowałem po ulicach. Widziałem na wystawach całe piramidy pieczonych kurcząt i ciastek z jabłkami w kształcie półksiężyców, które kusząco rzucały się w oczy. A pokusa była tak silna, że zdawało mi się, iż zgodziłbym się oddać wszystko, co mogę kiedyś posiadać, byleby wzamian dostać udko kurczęcia lub ciastko. Ale nie mogłem dostać ani jednego, ani drugiego — ani nawet nic zgoła do zjedzenia.
Chodziłem po ulicach do północy, tak wyczerpany, że nie mogłem postąpić ani kroku. Byłem zmęczony, głodny — dolegało mi wszystko co chcecie, lecz odwagi mi nie brakowało. W chwili, gdy doszedłem prawie do szczytu zmęczenia, przybyłem do jednego miejsca na ulicy, gdzie chodnik był rozebrany. Przeczekawszy kilka chwil dla upewnienia się, że mnie nikt nie może zobaczyć, wsunąłem się pod płyty i przespałem całą noc na ziemi, podłożywszy pod głowę worek; całą noc słyszałem kroki przechodoiów ponad głową. Nazajutrz rano obudziłem się trochę wypoczęty, ale byłem strasznie głodny, bo oddawna nie jadłem. Kiedy już rozwidniło się o tyle, że mogłem widzieć wszystko naokoło, zobaczyłem, że jestem niedaleko od statku, który, jak się zdawało — wyładowuje żelazo. Poszedłem tam zaraz i prosiłem kapitana o pozwolenie na wyładowywanie towaru, ażebym mógł zarobić sobie na chleb. Kapitan, biały człowiek, dobrego serca, pozwolił. Pracowałem dopóki nie zarobiłem na śniadanie, które mi się wydaje dziś jeszcze najlepszem, jakie kiedykolwiek jadłem.
Kapitan był tak zadowolony z mojej roboty, że zaproponował mi zajęcie codzień za niewielką zapłatę. Przystałem na to z chęcią. Pracowałem