Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.

na statku przez kilka dni. Choć miałem dosyć na jedzenie, mało mi pozostawało na dołożenie sumy koniecznej na podróż do Hamptonu. Chcąc zaoszczędzić jak najwięcej i przybyć na czas do Hamptonu, sypiałem zawsze w jamie pod chodnikiem, która mi udzieliła gościnności na pierwszy nocleg w Richmondzie. W wiele lat później murzyni w Richmondzie wyprawili dla mnie uroczyste przyjęcie, na którem było przeszło dwa tysiące ludzi. Przyjęcie to odbywało się nieopodal od miejsca, gdzie przespałem był pierwszą noc po przybyciu do miasta, i muszę przyznać, że miałem myśl więcej zajętą tym chodnikiem, który mi udzielił wówczas schronienia, niż uroczystem przyjęciem, jakie dla mnie teraz wyprawiono, pomimo, że było bardzo miłe i serdeczne.
Zaoszczędziwszy taką sumkę, jaka wydawała mi się wystarczającą do dostania się do celu, podziękowałem kapitanowi statku za jego dobroć i ruszyłem w dalszą drogę.
Przybyłem do Hamptonu bez żadnych szczególnych przygód, z sumą piędziesięciu pensów w sakiewce — na rozpoczęcie studyów. Długa ta podróż obfitowała dla mnie w wydarzenia, ale pierwszy widok wielkiej szkoły w murowanym gmachu trzypiętrowym wynagrodził mnie sowicie za wszystko, co przecierpiałem w drodze. Gdyby ci co oddali fundusze na wzniesienie tego gmachu, mogli wiedzieć, jakie wrażenie zrobił jego widok na mnie i tysiącach innej młodzieży, zapragnęliby może podwoić swoją ofiarność.
Dla mnie był to gmach najpiękniejszy i największy, jaki widziałem kiedykolwiek. Na jego widok uczułem, że życie we mnie wstępuje. Czułem, że rozpoczyna się dla mnie nowe istnienie — że życie przybiera inne kształty. Dostałem się do ziemi obiecanej i postanowiłem nie cofać się przed żadną przeszkodą, byleby nie ustać w usiłowaniach pro-