Miałem szczęście poznać osobiście wielu znakomitych ludzi, zarówno w Europie, jak w Ameryce, i nie waham się stwierdzić, że nie spotkałem nigdy człowieka, któryby, mojem zdaniem, dorównywał generałowi Armstongowi. Wyszedłszy zaledwie z niewolnictwa i kopalni węgla, których wpływ poniżający jeszcze odczuwałem, musiałem uznać za prawdziwe szczęście osobiste zetknięcie się z charakterem takim, jak genezała. Od pierwszej chwili zrobił on na mnie wrażenie człowieka doskonałego. W jego obecności doznawałem zawsze uczucia czegoś nadprzyrodzonego. Miałem szczęście znać go osobiście od czasu wstąpienia do szkoły do chwili jego śmierci, a im dłużej go znałem, tem większym wydawał się on moim oczom.
Można było znieść w Hamptonie wszystkie zabudowania — wszystkie sale — nauczycieli i to, co w nich wykładano, byleby zostawić chłopcom i dziewczętom prawo widywania generała Armstronga, a to jedno byłoby już dla nich wystarczającem. I im dłużej żyję, tem silniejszego nabieram przekonania, że wykształcenie, jakie dają książki i laboratorya, nie może się również z wpływem, jaki wywiera zetknięcie się z wielkimi ludźmi. Zamiast studyować bezustannie książki, o ileż korzystniej byłoby, mojem zdaniem — studyować ludzi i rzeczy. Generał Armstrong przepędził dwa ostatnie miesiące swego życia w moim domu, w Tusbegee. Był on już wtedy sparaliżowany do tego stopnia, że postradał władzę w członkach i mowę prawie zupełnie. Pomimo kalectwa, pracował bezustannie dniem i nocą dla sprawy, której poświęcił życie. Nie widziałem nigdy człowieka, któryby tak zupełnie zapominał o sobie. Sądzę, że nigdy nie miał on jednej myśli samolubnej. Znajdował równą przyjemność w przychodzeniu z pomocą innym zakładom na Południu, jak i poświęcaniu się dla szkoły w Hamptonie. Walczył z białymi z Południa podczas wojny domowej, a mimo to nie słyszałem nigdy, żeby wyrzekł prze-
Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.