Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

wanie, gdym nie zastał nic. Ale zato zastałem tam setki istot żądnych nauki.
Tuskegee było miejscem idealnem na założenie szkoły. Położone pośrodku wielkiej masy murzynów, o pięć mil od linii drogi żelaznej, połączone z nią krótką kolejką podjazdową. W czasach niewolnictwa miejsce to było miejscem, gdzie biała ludność pobierała nauki. Dlatego zastałem tam poziom umysłowy białych wyższy niż gdzieindziej. Murzyni byli nieoświeceni, to prawda; ale nie mieli wad i upodlenia, jakie się widzi u pospólstwa w wielkich miastach. Prócz tego biali i murzyni żyli z sobą w przyjaznych stosunkach. Jako dowód mogę przytoczyć, że największy w mieście skład żelaza był wspólną własnością białego i murzyna, którzy pozostawali w spółce do śmierci tego ostatniego.
Dowiedziałem się później, że na rok przed mojem przybyciem do Tuskegee kilku murzynów, zasłyszawszy o tem, co w Hamptonie czynią dla oświaty, zwróciło się za pośrednictwem deputacyi do Izby prawodawczej o niewielki zasiłek, któryby im pozwolił założyć szkołę normalną w Tuskegee. Przyznano im zasiłek roczny dwóch tysięcy dolarów, ale pieniądze te, jak zastrzeżono, miały służyć tylko na pensye dla nauczycieli, a nie było nic na zakup gruntu, budowę gmachu i urządzenia szkolne. Zadanie moje nie było łatwe. Jedno mnie tylko wynagradzało: radość murzynów, gotowych na wszelkie usługi dla szkoły.
Na początek umiałem wyszukać miejsce odpowiednie na szkołę. Obejrzawszy całe miasto nie znalazłem nic możliwego, prócz zrujnowanego domostwa, należącego do dawnego kościoła metodystów i samego kościoła, oddanego na użytek murzynów; z obu tych budowli można było zrobić szkołę, ale kościół był równie w złym stanie, jak i domostwo, były tak zrujnowane, że gdy przesłuchiwałem uczniów podczas lekcyi, jeden ze starszych musiał trzymać otwarty parasol nad moją głową, ażebym nie