czynia stawiały się na ogniu i w dziesięć minut śniadanie było już gotowe. Mąż brał mięso i chleb do ręki i zjadał je, idąc na pole. Żona siadała w kącie i jadła śniadanie, czasem na talerzu, czasem na piecu lub z rondla; dzieci jadły, biegając po ogrodzie. W niektórych porach roku, gdy o mięso było trudno, stawało się ono zbytkiem, którego nie dawano dzieciom małym, lub niemającym siły do roboty w polu.
Skończywszy śniadanie i nie sprzątnąwszy w domu, cała rodzina szła zwykle na pola bawełny. Każde dziecko, zdolne do pielenia, musiało pracować, a niemowlę, którego zwykle nie brakowało w żadnej rodzinie, kładziono na ziemi przy krzakach bawełny, gdzie pracowała matka, by mogła się niem zająć, skończywszy robotę. Posiłek południowy i wieczorny spożywali wszyscy w ten sam sposób, jak śniadanie.
Wszystkie dni w tygodniu przępędzali jednakowo, z wyjątkiem soboty i niedzieli. Sobotni dzień cały lub kilka godzin rodzina spędzała w mieście. Szło się z zamiarem robienia zakupów; ale za te pieniądze, które mieli do rozporządzenia, jedna osoba mogła się załatwić ze sprawunkami w ciągu dziesięciu minut. Nie mniej jednak cała rodzina siedziała w mieście przez cały dzień, włócząc się po ulicach, a kobiety przepędzały czas, paląc i zażywając tabakę. W niedzielę szli wszyscy na wielki mityng.
Z nielicznemi wyjątkami w hrabstwach, które zwiedzałem, były plony bardzo wątpliwej wartości, a farmerów murzynów znalazłem prawie wszystkich obdłużonych. Stany nie mogły budować szkół na wsi, więc nauka szkolna odbywała się zwykle po kościołach lub budach kramarskich. Nieraz widziałem nieogrzewane budynki, gdzie się odbywały lekcye, zimą rozpalano ognie na dziedzińcu, nauczyciele i uczniowie wychodzili na dziedziniec, lub wracali do klasy, stosownie do tego, czy im było gorąco lub zimno.
Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.