gęsty las. Bałem się zawsze, bo ludzie mówili, że w lesie pełno jest żołnierzy dezerterów, a mówiono prócz tego, że jak tylko taki dezerter spotka murzyńskie dziecko, obcina mu uszy. Przytem wracając późno, mogłem być pewny połajania i chłosty.
Jako niewolnik, nie uczyłem się wcale, pomimo, że nieraz dochodziłem do samych drzwi szkoły, niosąc książki jednej z moich pań, córeczki mego właściciela. Widok kilkudziesięciu dziewczynek i chłopców, siedzących w klasie i zajętych nauką, robił na mnie głębokie wrażenie i zdawało mi się, że dostać się do takiej szkoły i uczyć się w niej, równałoby się prawie dostaniu się do raju.
To, że jesteśmy niewolnikami i że wolność nasza jest przedmiotem rozpraw, zrozumiałem poraz pierwszy dopiero, pewnego rana o wczesnej godzinie, kiedy mnie obudziła matka, pochylona nad nami i modląca się głośno o zwycięztwo dla Lincolna i jego wojsk, co jej i jej dzieciom dałoby wolność. Nie mogę nigdy zrozumieć, jakim sposobem niewolnicy na Południu, tak zupełnie nieoświeceni, jak byli prawie wszyscy nie umiejący czytać i nie posiadający dzienników, mogli wiedzieć równie dokładnie i prawdziwie wszystko, co dotyczyło ważnych spraw, rozstrzygających się w kraju.
Od chwili, gdy Garrison, Lorejoy[1] i inni rozwinęli działalność, dążącą do zniesienia niewolnictwa, niewolnicy śledzili bacznie ich pracę. Byłem małem dzieckiem w epoce poprzedzającej wybuch wojny domowej i podczas samej wojny; ale przypominam sobie dokładnie rozprawy, prowadzone szeptem późno w nocy przez moją matkę i in-
- ↑ Grarrison i Lorejoy byli przywódcami abolucyonistów, t. j. tych, którzy dążyli do zniesienia niewolnictwa. William Lloyd Garrison (1805—1879) założył w 1831-ym roku w Bostonie dziennik, zwalczający niewolnictwo. Lorejoy (1802—1837) był pastorem i dziennikarzem. Został zamordowany przez wrogie tłumy w Altonie.