Strona:Booker T. Washington - Autobiografia Murzyna.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie rób tego, to nasz dom! Pomagałem sam przy jego budowie.
Co było dla mnie bardzo przykre z początku, to wyrabianie cegieł. Musieliśmy zabrać się do tego zaraz po skończeniu robót w polu; potrzeba nam było cegły na budynki, a w Tuskegee nie było cegielni.
Litowałem się zawsze nad dziećmi Izraela, które zmuszone były robić cegłę bez słomy, ale cięższem jeszcze zadaniem dla nas było wyrabianie cegieł bez pieniędzy i bez znajomości rzemiosła.
Robota była ciężka i brudząca, to też w początkach miałem wielką trudność, żeby uczniów do niej nakłonić. Przy tej sposobności okazywali niezadowolenie, że muszą jednocześnie uczyć się i pracować ręcznie. Nie było to z pewnością przyjemnie stać po kilka godzin w rowie, w błocie po kolana; kilku zniechęconych porzuciło skutkiem tego szkołę.
Trzeba było robić próby w kilku miejscach, ażeby znaleźć glinę odpowiednią na cegłę. Przedtem uważałem tę robotę za rzecz łatwą, ale nauczyłem się własnem doświadczeniem, ile potrzeba do niej zręczności i wprawy, osobliwie przy wypalaniu. Po wielkich trudnościach udało nam się wyrobić dwadzieścia pięć tysięcy cegieł; trzeba je było tylko wypalić, ale wypalanie nie udało się skutkiem wadliwego pieca. Zaczęliśmy wypalanie drugiej partyi, która nie udała się również. Uczniowie zniechęcali się coraz więcej. Ale kilku nauczycieli, wychowańców szkoły w Hamptonie, przyszło nam w pomoc, dzięki temu, mogliśmy przygotować trzecią partyę. Wypalanie w piecu zajęło cały tydzień. Pod koniec tygodnia, w chwili, kiedy myśleliśmy, że dojdziemy do posiadania kilku tysięcy cegieł — piec zawalił się w nocy. Było to trzecie niepowodzenie.
Nie miałem już ani dolara na rozpoczęcie nowej próby, prawie wszyscy nauczyciele proponowali zaniechanie wyrobu cegieł, wtedy wziąłem zegarek i pobiegłem do poblizkiego miasta Mongomery,