Doszliśmy do końca rozważań, które zajmowały nas bodaj przez dwanaście niedziel. Czas długi na pozór, ale znikomo krótki w porównaniu z wiekami, przez które kwestja ta stała w martwym punkcie. W ciągu tych dwunastu niedziel zmieniło się wiele. Zmieniły się poglądy najjaśniejszej Komisji kodyfikacyjnej, która przemówiła bardziej ludzkim głosem: pociągnąć jeszcze to czcigodne ciało za język, a gotowo powiedzieć coś zupełnie do rzeczy. Zmieniło się znacznie stanowisko t. zw. opinji; ubyła jedna z tych wielu, wielu kwestyj, o których się nie mówi; mówi się teraz o tem, i mówi wcale dużo. Ktoś opowiadał mi, jak, w nader szanownym domu, przy kolacji, szesnastoletnie dziewczątko dowodziło swemu sąsiadowi, poważnemu panu w smokingu, praw kobiety do przerywania ciąży. I owszem, można o tem porozmawiać przy kolacji; ale mówi się i gdzieindziej: mówi się na umyślnych zebraniach, mówi się na łamach pism — przynajmniej niektórych, — dyskutuje się jawnie tę tak doniosłą sprawę. Na razie, uważam zatem rolę moją za spełnioną: o to mi głównie chodziło.
Mówię na razie: gdyż niewątpliwie trzeba będzie jeszcze nieraz do tego tematu powrócić. Nawet gdy cho-