wa udzielać porad, taka zaś odpowiedź byłaby niewątpliwie — choć pośrednio — udzielaniem porady lekarskiej. Lojalność wobec moich byłych kolegów nie pozwalała mi na to. Odesłałem poprostu moich korespondentów wprost do sympatycznej lekarki, która mi udzieliła wiadomości o owym „śmisznym“ środku przeciw zajściu w ciążę: ale dostawała tyle setek listów z zapytaniami, że była na mnie wściekła, tem bardziej, że ściągnęło to na nią i inne przykrości[1].
To więc, na razie wszystko.
A co teraz?
Teraz... to co zawsze. Zbiorę tych kilkanaście feljetonów, wydam je jako książeczkę, i — zacznę być wymyślany. Tak jak ciągle; „od zawsze“. Wymyślania towarzyszą całej mojej działalności pisarskiej. Słucham ich jak odległego szumu morza... Bo tak się składa, że, kiedy mi za coś wymyślają, ja najczęściej jestem już o sto mil od tego przedmiotu. Kiedy mi wymyślano za „rozwody“, siedziałem po uszy w Mickiewiczu; kiedy mi wymyślano za Mickiewicza, ja pisałem o przerywaniu ciąży; kiedy mi będą wymyślali za przerywanie
- ↑ Lekarką tą była nieżyjąca już dr. Wanda Radwańska z Krakowa. Środek ów, o który z wielu stron posypały się pytania, to poprostu — plasterek cytryny, który zapewne można zastąpić i tamponem z waty, napojonym wodą z octem. Oczywiście te domowe sposoby nie dają owej stuprocentowej niemal pewności, jaką przedstawia dziś umiejętnie stosowana kombinacja środków mechanicznych z chemicznemi; ale i tak, propagowanie ich w najbiedniejszej i najmniej oświeconej klasie mogłoby — dla ich taniości i prostoty — oddać prowizorycznie pewne usługi. Dr. Rubinraut, jeden w współtwórców poradni Świadomego macierzyństwa, przygotowuje popularną broszurę o t. zw. domowych środkach zapobiegania ciąży.