Strona:Boy-Żeleński - Piekło kobiet.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.

Nim przejdzie do podania tego rozwiązania, autor zastanawia się nad istotą i celami małżeństwa. Utrzymanie gatunku, rodzenie dzieci, nie jest wyłącznym celem tej instytucji. Są i inne cele: wspólna pomoc i pociecha, a także to, co teologja nazywa „seditio concupiscentiae“, zaspokojenie pożądania, uzyskanie tą drogą spokoju zmysłów. Wynikiem tego zaspokojenia zmysłów jest najczęściej poczęcie dziecka. Dotąd sądzono, że tak być musi.
W prymitywnem bytowaniu ludzkiem, — wywodzi dalej autor, — opłakane warunki higjeniczne same regulują „rozrzutność przyrody“, i, przez ogromną śmiertelność dzieci, nie dopuszczają do zbytniego przeludnienia. W warunkach cywilizowanych, wyłania się problem nadmiaru ludności, który dał początek teorjom maltuzjańskim i neomaltuzjańskim. Kościół potępia neomaltuzjanizm, czyli ograniczanie potomstwa zapomocą sztucznych środków zapobiegawczych.
„Potępienie to — pisze i podkreśla autor broszury — nie odnosiło się do samej zasady redukcji ilości potomstwa. Nakaz Boży „mnóżcie się“ nie znaczy, że mamy się mnożyć bez względu na warunki. Kto nie może wyżywić potomstwa, kto jest obciążony dziedzicznie i mógłby zrodzić potomstwo fizycznie i duchowo chore — ten nie pracuje dla Królestwa Bożego ani dla dobra Ojczyzny, zaludniając świat kandydatami do więzienia lub szpitala albo domu obłąkanych. Nie ilość potomstwa decyduje o przyszłości narodu, lecz jego jakość. Szczególnie Polska zdobyła sobie smutną sławę jako „eksporterka krwi ludzkiej“ — czyli pozbawionego wszelkiej kultury proletarjatu roboczego...“
(Podkreślam: to nie jest — mimo identycznego nie-